piątek, 27 czerwca 2014

9 gałązek Odyna

Sezon na zioła rozpoczęty, więc odświeżam z tej okazji opracowanie sprzed paru lat - kto wie, może się komuś przyda :-) 
Większość informacji pochodzi z książki "Zioła Lecznicze i Magiczne" Wolfa Dieter-Storl'a. Powybierałam te, które nawiązują do pogaństwa germańskiego i folkloru ludowego. Sporej części tych infornacji nie jestem jednak w stanie zweryfikować i potwierdzić przy pomocy innych źródeł. 
I uprzedzam, że tekst jest dosyć długi! 

Zielarz wziął do ręki dziewięć magicznych roślin przeciw truciźnie i zarazie. Tą „zieloną dziewiątką" pokonał budzące grozę „małe robaczki, bez skóry i kości", które zagnieździły się w ciemnych głębiach ciała i odbierają człowiekowi siłę. Uczynił tak jak nauczył go Odyn. Jednooki nauczył go pieśni i znaków runicznych, za pomocą których można było zamawiać i zaklinać cierpienie.

W anglosaskim błogosławieństwie ziół (spisanym w XI-wiecznym Wessex) mówi się o Odynie:
 „Wziął dziewięć cudotwórczych gałązek i uderzył w trującego robaka, który zakradł się, aby zniszczyć człowieka".




"Owe 9 ziół posiada zatem moc
Przeciw 9 złym duchom,
Przeciw 9 zaraźliwym chorobom,
Przeciw śmierdzącej truciźnie,
Przeciw wściekłej truciźnie,
Przeciw żółtej truciźnie,
Przeciw zielonej truciźnie,
Przeciw ciemnej truciźnie,
Przeciw brązowej truciźnie,
Przeciw purpurowej truciźnie,
Przeciw robaczywej zarazie,
Przeciw trującej zarazie,
Kiedy jakaś trucizna nadleci ze wschodu
Albo jakaś przybędzie z północy
Albo jakaś z zachodu nawiedzi ludzkość"


A o jakich ziołach tu mowa? Magiczne, tajemnicze rośliny opisywane wyżej to całkiem zwyczajne i popularne zioła. Często nazywane przez nas chwastami! A to właśnie one - łatwo dostępne i znane od najdawniejszych czasów pomagały ludziom pokonać niejedno schorzenie i cieszyć się zdrowiem.

Do tych ziół należą choćby bylica, babka, rumianek, pokrzywa, trybula czy dziki koper włoski. Jeszcze w średniowieczu pobożni chrześcijanie stosowali nadal tych „dziewięć" ziół. Nie zawsze były to te same; kompozycja wiązki ziół była w zależności od miejsca tak różna, jak różne były dialekty, ale zawsze były to proste, pospolite, dzikie zioła.
W Czechach były to na przykład macierzanka (tymianek), babka, podbiał, tasznik, dziurawiec, przytulia, mniszek, krwawnik, kaczeniec, werbena, farbownik, pokrzywa i rzepik. Takim zestawem leczono, czarowano, zaklinano błyskawice i diabła; zioła te noszono jako wianek na głowie, wywary z ziół wlewano do wody służącej do kąpieli, mieszano je z maściami i kadzono nimi.

Owe dziewięć zielonych ziół spożywano także jako pewien rodzaj potrawy kultowej, aby naładować siebie ich siłą i aby przez cały rok być zdrowym.

Opiszę tutaj krótko bliskie nam zioła:
  • Pokrzywa zwyczajna (Urtica dioica)
  • Bylica pospolita (Artemisa vulgaris)
  • Bluszczyk kurdybanek (Glechoma hederacea)
  • Podagrycznik (Aegopodium podagraria)
  • Babka (Plantago major/mino/media)
  • Skrzyp polny (Equisetum arvense)
  • Stokrotka pospolita (Bellis perennis)
  • Gwiazdnica (Stelllaria media)
  • Mniszek pospolity (Taraxacum officinale)
Na uwagę zasługują też trzy "bardziej magiczne" rośliny, czyli:
  • Mandragora lekarska (Mandragora officinarum)
  • Wilcza jagoda (Atropa belladonna)
  • Lulek czarny (Hyoscyamus niger)

POKRZYWA - jej łacińska nazwa Urtica, znaczy "paląca". Choć wielu z nas uważa ją za niepotrzebny chwast, nasi przodkowie bardzo ją sobie cenili. 
Wczesną wiosną kiełkujące pędy pokrzywy były zawsze częścią "zupy z 9 ziół". Pokrzywa pomagała przepędzać nie tylko zewnętrzną, ale i wewnętrzną zimę, mianowicie - szkorbut i osłabienie. Szkorbut (tak częsty dawniej u ludzi morza), którego symptomami są: krwawienie dziąseł, zmieniony kolor skóry i bóle kończyn - jest następstwem braku witaminy C. Zupa pokrzywowa zawiera cenne substancje odżywcze, szczególnie dużo żelaza i wapnia, witaminę A i C oraz dużo białka.

Pokrzywę uważano również za pewny środek na miłość. Kogoś, kogo się bardzo pragnie, można było zaczarować przy pomocy pokrzywy. W tym celu należało w Frìggedagr (piątek) - dniu bogini Frigg, przed wschodem słońca, ukradkiem oddać mocz na kępę pokrzywy, wypowiedzieć imię pożądanej osoby i posypać roślinę solą. Po zachodzie słońca tego samego dnia należało wykopać pokrzywę, wrzucić w żar paleniska i przywołać:

"Öl, Ammel i Ingrimm,
tak jak pokrzywa się tutaj pali,
tak niech jego(jej) serce do mnie się pali!"

Jeśli przyjmiemy, że myśli i życzenia odzwierciedlają pewien rodzaj energii oraz że istnieje etelepatia (lub coś takiego) - wtedy można i uwierzyć w skuteczność takiego rytuału. Jednak obiekt westchnień mógł się przed zauroczeniem obronić - wystarczyło by nosił przy sobie trochę dziurawca lub korzeń babki.

Pokrzywa nazywana też była rośliną boga piorunów. Germanie darzyli ją szacunkiem do tego stopnia, że Lachner (znawca ziół leczniczych) zwracał się do niej pełen czci za pomocą zaklęć. Większość tych powiedzeń poszła w zapomnienie. U Anglosasów zachowały się fragmenty zaklęć w Anglosaskich sagach ziołowych z XI wieku, gdzie pokrzywę określa się "rośliną zwaną Wergulu" przysłaną "przeciw złośliwości innej trucizny".

Thor mknie po niebie wozem ciągniętym przez kozły, aby przegonić złe moce, które rolnikom chcą zniszczyć pola uprawne. Towarzyszą mu błyskawice, uderzenia piorunów i przynoszące płodność ziemi - ulewy. Wielkim młotem roztrzaskuje twarde czaszki olbrzymów. Jest też wielkim hulaką - nikt nie jest w stanie wypić tak dużo miodu czy piwa jak właśnie Thor! Pokrzywa, nazywana wciąż w wielu miejscach "pioruńską pokrzywą", rzeczywiście pasuje do tego boga o mocnej głowie. Nadwrażliwi różdżkarze twierdzą, że roślina ta chętnie rośnie tam, gdzie krzyżują się promieniowania ziemskie bądź żyły wodne. Są to dokładnie te same miejsca, które wybiera uderzający piorun. Dlatego też często w Thorsdagr (czwartek) - dzień Thora, zrywano wiązkę pokrzyw i zawieszano pod dachem, aby zapobiec uderzeniom pioruna. 
W Tyrolu jeszcze po dziś dzień na wsiach ludzie wrzucają pokrzywy do ognia paleniska, kiedy na zewnątrz panuje burza.

Podczas burzy, niestety, piwo może "się zważyć". Pomaga na to właśnie pioruńska pokrzywa (dodawana do mleka również zapobiega zepsuciu). Gdy nadchodziła burza, rolnicy zwykle kładli garść pokrzyw na krawędzi kadzi, żeby piwo nie "skwaśniało", czyli nie sfermentowało. Przed ustawą regulującą czystość piwa (1516r), warzono piwo poświęcone Thorowi z domieszką wszystkich możliwych ziół. W Anglii, gdzie zachowała się jeszcze sporo starogermańskich zwyczajów, wciąż jeszcze waży się orzeźwiające nettle beer.
Wychodzi na zdrowie każdemu - zwłaszcza osobom starszym, cierpiącym na reumatyzm i artretyzm.

Pokrzywa była niegdyś składnikiem wielu moczopędnych napoi leczniczych. Pod tym względem okazuje się również godna swojego gromowładnego patrona, gdyż Thor, który potrafił wypić niezliczone ilości piwa - mógł też i niezliczone jego ilości oddać w postaci moczu. Europejczycy z Północy wyobrażali sobie boga burz, mocz i pokrzywę jako mające ze sobą związek, czasami łącząc w jedną symboliczną całość w opowieściach i obrzędach. Podczas letniego święta w Skandynawii był zwyczaj wzajemnego biczowania się gałązkami pokrzywy umoczonymi w urynie. Żaden zły "robak" nie może oprzeć się takiej kuracji - wszystkie uciekają, jak wąż Midgardu ucieka przed uderzeniami Thora. 

Thor miał również opinię szczególnie męskiego, o dużej sile rozrodczej. Jego młot był nie tylko bronią, lecz także symbolem fallicznym, który w czasie gwałtownej burzy symbolicznie zapładniał ziemię. Dlatego podczas ceremonii ślubnych w zwyczaju było kłaść młotek pannie młodej na kolana. Ten gest miał pobłogosławić ją płodnością. Te cechy Thora, jako pobudzającego płodność i siłę rozrodczą, zostały przeniesione na pokrzywę. Jej nasionom przypisywano właściwości wspomagające seksualność. 

W dawnych kulturach mocne, zdrowe, długie włosy uważano za znak niezwykłej witalności. Thor również wyobrażany był jako postać silnie owłosiona. Przedstawiano go z iście lwią grzywą i falującą brodą. także ten aspekt rozpoznano w "owłosionej" pokrzywie. Pokrzywa osłania się powłoką z licznych, małych, przypominających szkło, łamliwych włosków parzących. 
Od czasów przedchrześcijańskich włosy traktowano wyciągami i herbatami z pokrzywy. Jeszcze dzisiaj w sklepach można kupić szampony pokrzywowe oraz pokrzywowe płukanki do pielęgnacji włosów.

Pokrzywa była prawdopodobnie pierwszą ważną rośliną włóknistą na terenach północnych. Sugeruje nam to język, słowo nessel (pokrzywa) wywodzi się z indogermańskiego prasłowa ne. Stąd też bierze się cała grupa znaczeniowa o następujących treściach: nähen (szyć), (łacc. nere oraz gr néein = prząść, gr. nema = włókno; sanskr. nah = łączyć). Nad wytwarzaniem przędzy, nici i włókien sprawowała pieczę bogini Frigg. Z mitologii znamy też Norny, które przędły przeznaczenie ludzi i bogów. Podobnie kobiety "przędły" los swojej wspólnoty i rodziny, kiedy podczas "ciemnej połowy roku" obrabiały w przędzalniach swoje nici. Były to ważne i święte sprawy. Mężczyźni nie mieli tam czego szukać. Tym, którzy zbliżyli się zanadto do ich miejsca pracy, prządki w ramach mocnego żartu napełniały spodnie pokrzywami.

BYLICA POSPOLITA - już sama nazwa oznacza że można ją spotkać prawie wszędzie, rośnie na ubogich, suchych ziemiach, tak samo jak na bogatych glebach gliniastych. Jej moc często jest niedoceniona, mimo iż potrafi wyrosnąć i przetrwać w "skażonych" miejscach takich jak hałdy, nasypy kolejowe i pobocza dróg. Potrafi bardzo dobrze radzić sobie w trudnych warunkach. 

Dla plemion germańskich bylica była najpotężniejszą ze wszystkich roślin. Nazywano ją Mugwurz - Korzeń Władzy. (W innych dialektach Muggert, Müggerk, Mugwort). 

Słowo pochodzi  od mug = ogrzewać/wzmacniać. Jej ciepło przenika głęboko do tkanek, równocześnie wzmacnia i odpręża. W obrazowym, pradawnym myśleniu ciepło oznacza życie i siłę, podczas gdy zimno oznacza słabość i śmierć. 

Inne określenia to saksońskie Wyrta Modor - Matka Korzeni lub Matka Przeznacznia. 

Ta matka ziół, korzeń władzy jest w anglosaskim błogosławieństwie ziół przywoływana jako pierwsza takimi słowami:

"Przypomnij sobie, Mugwurz, co obwieściłaś,
Co uroczyście ustanowiłaś.
Imię Twoje Una, najstarsze z ziół,
Władzę masz przeciw trzydziestu i przeciw trzem,
Władzę przeciw fruwającej truciźnie,
Władzę przeciw nieszczęściu, co przez kraj kroczy"

Jako środek uzdrawiający dla kobiet miał zastosowanie do pobudzenia menstruacji oraz był pity przy porodzie, alby usunąć placentę bądź nieżywy płód. W silnej, toksycznej dawce używano tego ziela, podobnie jak jałowca, do pozbycia się niechcianego bękarta. Zielarz Otto Brunfels (1534r) poleca wywar jako nasiadówkę dla niepłodnych, ponieważ czyści on macicę, odprężą i ogrzewa. W tym samym celu gotuje się ją w piwie i pije. Zapalenia jajników kurowano kąpielami nóg w wywarze z bylicy.
To gorzkie ziele, z właściwością odprężającą i ogrzewającą podbrzusze, było wypróbowanym środkiem przeciw "wiązaniu sznura" (zaczarowana impotencja) i "zamykaniu łona" (Zaczarowana oziębłość seksualna). W obu przypadkach chodzi o tak zwany czar zawiązania, który mógł zostać odczarowany dzięki mocy bylicy. 

W czasie Midsommer - przesilenia letniego - słońce osiągało najwyższy punkt na niebie. Zbierano kwitnące zioła posiadające moc leczniczą i odporne na czary, takie jak: dziurawiec, arnika, rumian, przywrotnik, chryzantemy. Na wzgórzach płonęły ogromne ogniska. Śpiewano, pito, tańczono wokół ognia. 
W czasach pogańskich tańczący pozbywali się swoich codziennych ubrań, przepasywali się gałązkami bylicy oraz wplatali we włosy kwiaty i winaki z bluszczyka kurdybanka. W ten sposób jednoczyli się z tą "inną", magiczną rzeczywistością.  
Pary zakochanych, trzymając się za ręce, przeskakiwały przez płonące ogniska w drugą połowę roku. Moc przenosząca płodność i wzmacniająca na wszystkich poziomach była przenoszona na kobietę przez ogień podczas skoku. Często zakochani  Na koniec do żaru ogniska wrzucano pas upleciony z liści bylicy wypowiadając przy tym słowa: "Niech przeminie i spłonie z tym zielem całe moje nieszczęście!"
i wierzono, że wraz z nim spłoną wszystkie nieczystości, wszystkie spowodowane przez czary cierpienia i choroby. Spędzali tę noc pod gołym niebem, na miłosnym legowisku usłanym bylicą i pachnącym zielem dziurawca, ponieważ to święto służyło także życiu i płodności.

Pas przesilenia letniego łączy się również z Thorem. W końcu podczas przesilenia letniego występowały częste i silne wyładowania atmosferyczne utożsamiane z miotającym gromy Thorem. Uderzenie pioruna miało zapładniać i uświęcać ziemię. Bóg burzy posiadał pas mocy - Megingjarder, który krasnoludy utkały z rózg bylicy. Pas podwajał jeszcze i tak ogromną siłę tego boga. 

Wierzono, iż bylica przekazuje bogu piorunów również siłę erotyczną. Zgodnie z tym, ziele to, jak rzadko która roślina, daje się zastosować jako czar miłosny. Do tego zalicza się m.in. "łamanie bylicy" wschodnioniemieckich dziewcząt w noc świętojańską. Długo wpatrywały się nieruchomym wzrokiem przez gałązki ułamanej łodygi, aż do momentu, kiedy otwierała się przed nimi magiczna strona świata i przed wewnętrznym okiem ukazywał im się ich przyszły narzeczony. 

Mówi się jeszcze dziś, iż miłość będzie "gorętsza", jeśli kobieta przywiąże sobie bylicę do uda. A w średniowiecznej Kräuterbuch (1563) czytamy: "Bylica położona pod łóżkiem czy poduszką budzi nieprzyzwoite żądze". 

Rośliną, która poświęcona jest bogu burz można też wywoływać czary związane z pogodą. W czasie przesilenia letniego gospodarze zbierali bylicę i zawieszali ją nad drzwiami lub pod powałą, aby ustrzec się przed uderzeniami pioruna. Także przeciw gradobiciu, które mogło zniszczyć plony i sprowadzić na rodzinę klęskę głodu, rolnicy wtykali bylicę w ziemię w czterech kątach pola.

Bylica odgrywała również ważną rolę podczas przesilenia zimowego. W czasie Zimowych Nocy ziołami okadzano dom i oborę. Używano do tego cedru i bylicy, zebranych podczas przesilenia letniego. Te dwanaście nocy przed Jule uważano za nadzwyczajne, szczególnie magiczne okresy, w których to co ponadzmysłowe wdziera się w uporządkowane życie ludzi. To była odpowiednia pora dla mądrych kobiet (seidrkon), czarownic i szamanów, aby samemu udać się w zaświaty i spotkać się z duchami i bogami. 
Aby dokonać tego magicznego lotu, sporządzali oni "maść na latanie". 

W tym celu składano w ofierze gęś (albo gąsiora). Zwierzę nacierano bylicą i wędzono. (Bylicy dodawano również do pieczonych gęsi. Gorycz i olejki eteryczne tej przyprawy pobudzają wydzielanie soków żołądkowych i żółci a tym samym poprawiają trawienie tłustej pieczeni). Drogocenny tłuszcz był roztapiany i gotowany z lulkiem czarnym, wilczą jagodą (pokrzykiem), szczwołem oraz innymi silnie trującymi ziołami. Jeśli nasmarowało się ta maścią, dokładnie dozowane trujące zioła powodowały, że dusza odrywała się od ciała i odlatywała. 
Gęś jest prastarym symbolem zmniejszającej się i znowu zwiększającej siły słońca. Przeloty dzikich gęsi wiosną zapowiadają zwycięstwo słońca, jesienią natomiast nadejście śniegu. Dzięki temu, czarownice i szamani, sami jakby stawali się dzikimi gęśmi, by przelecieć nad barierą dzielącą świat ludzi od "tamtego świata", żywych od umarłych i przynieść cenne wieści z tej drugiej strony. 

Bylica otwiera nas na nasze duchowe moce i daje jasne widzenie - również w przyszłość. Podczas okadzania ugniecione suche kuleczki bylicy tlą się bez użycia węgla do kadzenia. Wymaga to jedynie wystarczająco dużo napływu powietrza.

Bylica służy do okadzeń ochronnych, błogosławiących i oczyszczających. Wspiera zmiany w życiu, wzmacnia kobiecość intuicję i wiedzę oraz świadomość podczas snu. 
Pomaga w procesie żałoby i rozgrzewa pierś oziębłą od duchowego bólu.
Bylica jest świetna do okadzeń podczas wszelkiego rodzaju rytuałów przejścia. 
Do okadzenia używamy liści rośliny i pączka kwiatowego tuz przed rozkwitnięciem. 

BLUSZCZYK KURDYBANEK - pachnie przyjemnie i aromatycznie. Jego pełzające gałązki płożą się w trawie i porastają wilgotną i zimną ziemię pod zaroślami, na brzegach żywopłotu i przy starych murach. 
Jest jedną z pierwszych roślin wiosennych. Wypuszcza pierwsze kiełki, gdy słońce wyzwala naturę z zimowego skostnienia. Wbrew zimowym mrozom, jego listki pozostają zielone nawet pod śniegiem. 

Fakt ten nie umknął żyjącym blisko natury pierwotnym ludom Europy. Cenili oni ciepłą moc leczniczą, którą bluszczyk kurdybanek daje ciału i duszy. Dlatego też zawsze należał do dziewięciu świętych ziół, które jako potrawa kultowa były spożywane na wiosnę. Bogata w witaminy zupa ziołowa sygnalizowała koniec monotonnej strawy zimowej, zapobiegała niebezpieznemu szerzeniu się szkorbutu oraz wiązała z boską siłą życiową, zielenią przychylnej bogini Frei. 

Germanie szanowali tą roślinę. Wierzono, że pod ciemnozielonymi, błyszczącymi, pachnącymi liśćmi przebywają chętnie związane z gospodarstwem duszki. Jako znak więzi z żywą naturą, szczególnie w okresach świątecznych jak np. podczas przesilenia letniego, wplatano sobie we włosy wianuszki z bluszczyka kurdybanka. 
Taka girlanda noszona w odpowiednim czasie czyniła wrażliwym, wręcz jasnowidzącym. Np, jeżeli założy się w Noc Walpurgii  - wtedy będzie można rozpoznać inne czarownice, dostrzec duchy, fylgie. 

Bluszczyk, podobnie jak mięta pieprzowa, melisa lebiodka, macierzanka, szałwia, cząber, lawenda czy rozmaryn, jest rozpoznawalny przede wszystkim po silnym zapachu olejków eterycznych. Olejki te są bardzo lotne. Palą się jasnym, świecącym płomieniem, nie pozostawiając żadnego śladu. Ulatniają się już w temperaturze pokojowej. Olejki eteryczne z trudem rozpuszczają się w wodzie, dlatego herbaty z takich ziół należy zawsze zaparzać pod przykryciem. Albo jeszcze lepiej, podążając za starym germańskim zwyczajem, gotować takie zioła w tłustym mleku, a zwłaszcza w mleku kozim. Ponieważ olejki eteryczne są rozpuszczalne w tłuszczu, tłuszcz mleka wchłania te szlachetne substancje lecznicze. 

Także kozom dodawano troszkę kurdybanka do paszy, żeby rozwijały apetyt i stawały się silniejsze.
A biała koza, która w pierwszych dniach wiosny rodzi młode, uważana była u indoeuropejskich ludów za zwierzę bogów. Poświęcano ją bogini Frei. I jak bogini - jest symbolem pożądania i wraz z wiosną rosnącej siły rozrodczej i płodności. 

Powóz Thora ciągnięty był przez dwa kozły, które miały niesamowite zdolności regeneracji - podobnie jak koza Heiðrún, która żyła na szczycie Drzewa Świata. 

Bluszczyk kurdybanek poświęcony był Thorowi, jak większość kwitnących na niebiesko ziół wiosennych. Nazywany jest również Zielem Grzmotu (Kwiatem/Winoroślą Grzmotu). 

Jak łatwo się domyślić, skoro był poświęcony Thorowi to wykorzystywany również przy warzeniu piwa. Dodawano go do rozgrzanego zacieru, aby wyklarować napój, dodać mu smaku i przedłużyć jego przydatność do spożycia. W tym ostatnim celu używano również takich ziół jak: lebiodka, wrzos, krwawnik, bylica, wiązówka, bobrek trójlistkowy (Menyanthes Trifoliata), ożanka (Teucrium), janowiec, bagno (Ledum palustre) i wzmacniające upojenie, afrodyzujące rośliny z rodziny psiankowatych, jak lulek czarny. Natomiast chmiel (humulus lupulus), który nadaje smak naszemu dzisiejszemu piwu, zaczęto stosować do wytwarzania tego napoju o wiele później niż inne zioła. 

Kurdybanka używano również do leczenia ran i przy ropiejących wrzodach. Nasi przodkowie oraz inne ludy pierwotne klasyfikowali świat według odmiennych kryteriów, niż to czynimy dzisiaj. W przednaukowym obrazie świata dawnych Europejczyków widziano w gęstej, o nieprzyjemnym zapachu, żółtobiałej ropie - "zepsute mleko". I tak jak kurdybanek mógł przezywciężyć ropę (gund), tak też mógł ulepszyć złe mleko krowie. 
Na wiosnę, kiedy krowy wychodziły pierwszy raz na pastwisko, pierwsze strugi mleka dojono przez wianek z kurdybanka albo dawano go zwierzętom do zjedzenia, żeby uchronić je przed złymi czarami, psującymi mleko. Dojarze wycierali kanki do mleka kurdybankiem albo płukali je naparem z tego ziela. W pewnej książeczce do czarów, którą rzekomo miał napisać arcymag Albert Wielki (1206-1280) możemy przeczytać: "Krowo, oto daję ci kurdybanka, żebyś mi mleka znowu dać zechciała".

PODAGRYCZNIK - wypuszcza swoje pierwsze, jasnozielone, błyszczące liście, gdy tylko stopnieje pokrywa śnieżna.  

Roślinka ta wielu ogrodników doprowadziła już do rozpaczy i traktowana jest jak chwast. Wypiera inne rośliny, szybko się rozprzestrzenia i jest odporny na wiele środków biologicznych. Ale wcale nie jest taki zły, jakby się mogło wydawać. Zamiast go zwalczać, można go po prostu zbierać i jeść. Nie wymaga troski, jest wiecznie odrastającym warzywem i bardzo dobrze smakującym dodatkiem.  Aromatyczne liście, w smaku przypominają nieco pietruszkę. 

Podagrycznik jako roślina lecznicza wydaje się być zapomniany a jak sama jego nazwa wskazuje - leczy podagrę, jest uzdrowiecielem artretyzmu. 
Choroby artretyczne były plagą ludzi dawnych czasów, którzy często spali na zimnych, wilgotnych podłogach. Świadczą o tym zdeformowane kości wydobywane przez archeologów.

Mikołaj Culpeper w The Complete Herbal (1649r) pisze: 
"Doświadczono iż jest on (podagrycznik) w stanie leczyć artretyzm i bóle nerwu kulszowego, a zatem bóle kończyn i inne "zimne" dolegliwości. Już samo noszenie przy sobie tego leczniczego ziela koi bóle i chroni przed chorobą". 

W tamtych czasach mówiło się o 7, 77 a nawet 99 różnych "artretyzmach" myśląc zapewne o: zapaleniu stawów, reumatyzmie, porażeniu, lumbago, drgawkach, skurczach i paraliżu. Medycyna ludowa przyjmowała zwykle, że chodzi tu o "wędrującą chorobę" , która może być wynikiem złych czarów. 

Próbowano pozbyć się tej choroby na różne sposoby - nosząc amulety ochronne, które zaklinały artretyzm, bądź nosząc przekute na "pierścienie podagry" gwoździe do trumien, którymi pocierano o zwierzęta albo o skrzyżowania dróg. Często "przeszczepiano" też tą chorobę na brzozy, dęby, świerki, wierzby lub bzy. 
Aby przenieść chorobę na świerk dotknięty chorobą mówił:

"Dzień dobry, panie świerku,
żalę się przed tobą na siedemdziesięciosiedmioraki artretyzm"

Z dzisiejszego punktu widzenia rozsądniejsze, niż te magiczne kuracje, wydają się nam, zaczerpnięte z ludowej medycyny następujące sposoby leczenia: gorące kąpiele, kuracje potne, okłady woreczkami z gorącymi pestkami wiśni albo gorącymi kamieniami, do tego wewnętrzne zastosowanie podagrycznika jako herbaty leczniczej i zewnętrzne zastosowanie jako świeży okład.

BABKA - jest rośliną upartą, rośnie prawie wszędzie, nawet w takich ekstremalnych warunkach jak: na ubitych gruntach, ścieżkach, parkingach i między kamieniami brukowym. 

Oprócz t ego, że wchodzi w skład "zielonej dziewiątki" to wraz z szałwią i rutą uważana była przez średniowiecznych lekarzy za roślinę wszystkoleczącą. 

Babka (Wegerich) jest władczynią drogi (Weg). Sufiks -rich jest pochodznia indigermańskiego i znaczy tyle co "król", jak celtyckie rig lub łacińskie rex. Babka jest królem drogi, tak jak Alberich jest królem sylfów (Alben - elfy), a Dietrich królem ludu (staroniemieckie Diot - lud). 

Prawie każde dziecko wie, że liście babki służą do zatamowania krwi, przy zadrapaniu. To również stara, kulturowa pozostałość. 

Tacyt w Germanii opisuje taki obrzęd: przez pola, na wozie ciągniętym przez krowy, jechała bogini ziemi Nerthus. Zanim wóz powrócił na wyspę, która była jej świętym miejscem, podobiznę bogini obmywali niewolnicy, których następnie topiono. Według ludzi tamtych czasów te krwawe ofiary były konieczne. Bo tylko czerwona krew, nośnik ludzkiego i zwierzęcego życia, mogła udobruchać boginię i utrzymywać koło życia w ruchu. 
W neolitycznym obrazie świata wszystko obracało się w koło. Było wiecznie powtarzającym się cyklem dawania i brania. I tak jak wóz żniwny dowoził ciało zabitego ducha roślin, dziecka ziemi do ludzi, tak znowu wóz pogrzebowy zawosił ciało ofiary czy umarłego człowieka do bogini. 
Ta droga miała też sens metafizyczny, prowadziła ze świata ludzi do świata zmarłych, nie wolno było się na niej zatrzymywać, nie powinno być też żadnych zakrętów. Po tych drogach chadzali przodkowie, bohaterowie, bogowie. 
Interesujący w tym kontekście jest fakt, że w epoce neolitu babka występowała znacznie częściej - dowodzą tego analizy pyłków archeologicznych z wykopalisk osad neolitycznych. Mocno udeptane, czasami wyłożone kamieniami, drogi sakralne były prawdopodobnie starannie zamiatane i plewione. Tylko uparta babka była w stanie tutaj rosnąć. 

Tak często wydeptana droga jest jej preferowanym ekologicznym środowiskiem. Dlatego nie powinno dziwić, że babkę uważano za posłankę czy nawet za roślinne wcielenie bogini wegetacji i zmarłych. 
W anglosaskim błogosławieństwie ziół jest wymieniana zaraz po bylicy:

"I Ty, babko, matko ziół (roślin leczniczych),
otwarta na wschód, do wnętrza potężna!
po tobie toczą się koła,
po tobie jeżdżą kobiety,
na tobie kładą się panny młode,
po tobie stąpają byki.
Wszystkim oparłaś się i opierasz,
tak też oprzyj się ropie i napadom
i sile cierpienia, które szerzy się w kraju!"

Rytuał zbierania ziół wymagał, żeby uzdrowiciel (staronordyckie określenie - Laeknir, staroniemieckie - Lachnar = szaman, znawca ziół), chcąc wykopać korzenie babki, wybierał się wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca.  Wyruszał nieumyty, bez słowa i bez oglądania się za siebie. W żadnym wypadku nie wolno mu było mieć przy sobie żelaza, które jest znienawidzone przez większość duchów roślinnych. Szedł on zatem w stanie zmienionej świadomości, sam "jak duch", na spotkanie ducha rośliny, który swoją obecnością wskazuje na zaświaty. 
Ofiarowywał trochę swojej krwi albo trochę mleka, miodu bądź miodu pitnego i zwracał się do babki z wyżej cytowanym zaklęciem. 
Laeknir zawieszał w ten sposób zdobyte korzenie babki, w licznie trzech lub dziewięciu, na szyi chorego cierpiącego na gorączkę. Jako kurację na silne bóle głowy wiązano korzenie babki na czerwonym sznurze wokół głowy pacjenta. 

Ponadto z anglosaskiej księgi ziół Lacnunga dowiadujemy się, jak owi uzdrowiciele przygotowywali maść przeciw "fruwającej truciźnie":
"weź garść ciemiężycy białej (Veratrum album)(?) i garść rumianu, i garść babki i korzenie szczawiu wodnego - te, które pływają na powierzchni wody - i czystego miodu w jednej pełnej skorupce od jajka oraz świeże masło. Kto przyrządza taką maść, powinien sioła te trzy razy zagotować i odśpiewać rytualną pieśń nad korzeniami, zanim wymiesza je z masłem i miodem, i definitywnie ugotuje maść".

Lachner, który początkowo niewiele różnił się od szamana, był "medykiem" Germanów. Lachner leczył słowem (czarodziejskie zaklęcie), korzeniem (ziele lecznicze) i krwią. Określenie lachner wywodzi się stąd, że moczył on palec Odyna, kciuk, we krwi ofiarnego zwierzęcia i zaklinającymi czarodziejskimi kręgami opisywał Lach - znamię, chore miejsce czy ognisko zapalne choroby. Lekkie poklepywaniei okrążanie chorego miejsca placem jest prastarym indogermańskim zwyczajem, który jest wciąż żywy w Indiach. Po przejściu plemion germańskich na chrześcijaństwo lachnerzy przekształcali się stopniowo w mówiących po łacinie lekarzy, którzy już coraz rzadziej czerpali wiedzę z przekazów miejscowych, a coraz częściej z pism medycznych klasycznej starożytności i Arabów. 

Babka, jako "matka roślin leczniczych" była uważana przez lachnerów za leczącą wszystko i dlatego była częścią składową większości maści. 
Przy dolegliwościach nerek pito napar z babki. 
Świeży, ściągający sok pomagał przy krwawieniach, przy pluciu krwią i krwawieniu odbytu. 
Napęczniałe wodą nasiona podobnie jak siemię lniane gotowano w wodzie i podawano niemowlętom przy pleśniawkach.
Przy biegunce i problemach z przewodem pokarmowym używano babki gotowanej w mleku kozim. Tym wielokrotnym zastosowaniom babka zawdzięcza nazwę Laeknisgras, albo Trawa Lachnera. 

SKRZYP POLNY - Etnologia, magia, zabobony i folklor przekazały nam niewiele o skrzypie, za to dość dużo o jego leczniczej mocy. Chwalono właściwości ściągające, moczopędne i tamujące krew. 

Skrzyp uważany był też za lekarstwo na krwawienia macicy i organów moczowych.

 Roślina ta ceniona była bardzo w średniowieczu (Alchemik Albert Wielki wychwala jej dobroczynny wpływ na śledzionę i zdolność tamowania krwi), natomiast w czasach nowożytnych praktycznie zapomniano o jej właściwościach leczniczych. 
W latach 80tych dwudziestego wieku Maria Treben podaje:
"Przy starych obrażeniach, ...przy gnijących ranach, także przy rakowatych wrzodach, a nawet przy próchnicy kości skrzyp wyświadcza nadzwyczajne przysługi. Przemywa, uwalnia, wypala niejako to, co szkodliwe. Często owija się to wilgotne, ciepłe zioło w mokre ręczniki i kładzie na chore miejsce".

W Europie występuje wiele gatunków skrzypu, jednak dla bezpieczeństwa używa się tylko skrzypu polnego (Equisetum arvense), który rośnie na poboczach dróg, na polach i w ogrodach. Większość innych gatunków Equisetum nie nadaje się, gdyż często atakowane są przez grzyby pasożytnicze. Grzyb ten wywołuje choroby u zwierząt, które zjedzą zarażony nim skrzyp, nie służy również ludziom. Dlatego obowiązuje zasada - nigdy nie zbierać skrzypu na bagnach i w lasach! 
Skrzyp zbiera się tylko w okresie od maja do letniego przesilenia i jedynie zielone "pióropusze". W tym okresie pędy zawierają jeszcze rozpuszczalną, wchłanialną postać kwasu krzemowego, ponieważ roślina jeszcze wzrasta. Jesienią szkielet krzemowy jest już całkowicie rozwinięty a krzem w nim jest praktycznie nie rozpuszczalny - nie przyda nam się więc. 

Skrzyp jest niezwykle bogaty w krzem organiczny. Nazywany bywał też Trawą Cynową, ponieważ jego krzemowa skórka dobrze nadaje się do polerowania na połysk metalu, szczególnie naczyń cynowych. Stolarze stosowali to zioło jak piasek czy papier ścierny, aby wygładzić powierzchnie mebli. Krzem, jako kwarc i granit, tworzy najstarsze formacje kamienne ziemi, jakie znajdują się choćby w Skandynawii, Czechach czy Schwarzwaldzie. 
Na takich skałach magmowych najlepiej rosną zioła leczące, jak podkreśla znany biolog, filozof, twórca antropozofii - Rudolf Steiner. Doszedł on do wniosku, iż substancja krzemowa działa jak odbiornik i przekaźnik wyemitowanych z kosmosu energii światła i ciepła. Kiedy spożywamy skrzyp te energie też nas przenikają od środka aż do zewnętrznych peryferii ciała, aż do skóry, paznokci i włosów. Stąd też i recepty medycyny ludowej polecające picie skrzypu przy szorstkich włosach i łamliwych paznokciach. Zresztą i zwyczajowe nazwy tej rośliny, takie jak: koci ogon, lisi ogon, kocia kita, koński ogon - wskazują na związek skrzypu z włosami.

Skrzyp miał też zastosowanie w kuchni jednak zwyczaj ten zachował się jedynie w Rosji, gdzie każdej wiosny zbiera się pędy zarodnikowe. Używa się ich do pierogów z mięsem, sałatek, omletów i zapiekanek. Natomiast mieszkańcy Europy Środkowej nie używają pędów tej rośliny, nazywając je pogardliwie "penisem klechy", "ogonem klechy" (Pfaffenpint, Pfaffenzagel, Pfaffenschwanz). 
Istnieje jedynie następujący przekaz: w Badenii młodzieńcy zaparzali herbatę z kolb skrzypu wielkiego dziewczętom, które chcieli zdobyć. Symboliczny charakter tych zabiegów jest oczywisty. 

STOKROTKA - swoim wdziękiem poruszała duszę, była wręcz święta dla naszych przodków. Symbolizowała niewinność i czystość. Obok mniszka jest bez wątpienia jednym z najbardziej lubianych przez dzieci kwiatem.

Plemionom germańskim, zamieszkującym zamgloną Północ, gdzie szara warstwa chmur przykrywa o wiele częściej błękit nieba niż gdzie indziej na ziemi, otwierający się kielich kwiatowy stokrotki obwieszczał obecność Baldura, syna Odyna i Frigg, boga słońca i światła. 
Skojarzenie ze słońcem jest bezsprzeczne. Stokrotka żyje w całkowitej zgodzie z tą centralną  gwiazdą Układu Słonecznego. Nocą i przy pochmurnej, wilgotnej pogodzie trzyma swoja kwiatowa główkę mocno zamkniętą. ale gdy tylko promień słońca ją dotknie, otwiera się i zwraca niestrudzenie ku słońcu. W ten sposób kwiatuszki te przy pięknej pogodzie nadają zieleni pastwisk i łąk jasnego blasku, który ludzie Północy porównują z blaskiem oczu Baldura. A gdzie przebywa Baldur, tam wszystkie istoty żywe ogarnia radość i zadowolenie.

Wszystkie rośliny koszyczkowe, których złocistożółta tarcza kwiatowa otoczona jest promienistym wiankiem białych, brzeżnych płatków kwiatowych - rumian, margerytka, stokrotka - w Skandynawii nazywane są brwią Baldura lub okiem Baldura. 

Nasi przodkowi poświęcali ten kwiat również Freji. Ludność rolnicza przeżywała podmuchy ciepłego, wiosennego wiatru i  powrót śpiewających ptaków jako nadejście bogini. Tam gdzie jej stopy dotykały ziemi i gdzie przejeżdżał jej powóz, tam zaczynały wschodzić i kwitnąć kwiaty. 

W Anglii mówi się: "Kiedy jedną stopą możesz nastąpić na siedem stokrotek, wtedy jest wiosna". 
Dzieci wyjątkowo lubią stokrotki. Rownież i nieco starsze bawią się, skubiąc te białe, promieniste płatki jeden po drugim, aby dowiedzieć się: "kocha, nie kocha, kocha...".

Ta skromna roślinka należała bez wątpienia do "zielonej dziewiątki". Badacz i podróżnik - Aleksander Humboldt, wybrał stokrotkę na część składową wychwalanej przez siebie "zupy majowej". Oprócz stokrotki w skład tej zupy wchodziły młode liście krwawnika, bluszczyk kurdybanek, mały krwiściąg, przytulia, rozchodnik skalisty, pieprznica siewna, szczaw, pokrzywa, portulaka pospolita i trybula ogrodowa. Stokrotka zawiera dużo witaminy C - dokładnie tego czego potrzebuje organizm po monotonnej zimowej strawie.

Medyczne działanie świeżych albo wysuszonych główek kwiatowych, przyrządzonych jako herbata (napar) albo tynktura, jest wykrztuśne, ściągające, "czyszczące krew", regulujące przemianę materii, lekko przeczyszczające, jak również uśmierzające ból i rozluźniające skurcze. 
Już w najstarszych książkach zielarskich ta roślina jest wspominana jako środek leczniczy na dolegliwości wątroby, choroby skóry i przede wszystkim na chroniczne choroby kataralne błony śluzowej oskrzeli. 
Z kwiatów stokrotki oaz z podbiału, tymianku, babki i innych ziół na płuca można przyrządzać mieszankę herbacianą na oskrzela i kaszel. 
Sok stokrotki goi rany i czyści skórę.
Również w dawnej medycynie ludowej stokrotka odgrywała ważną rolę. Po zawieszonym na szyi korzeniu spodziewano się szczęścia i rozumu :-) "Wiązka margerytek" - 25 dla dorosłych, 15 dla dzieci - zebrana przed wschodem słońca i "niezamówiona" (bez zaklęcia), zawieszona na szyi miała być też dobra na "wodniste oczy". Ta bawarska recepta opiera się z pewnością na starym germańskim  czarze sympatii, ponieważ "kwiat oczu" kojarzony był przecież z oczami Baldura. 

GWIAZDNICA - wygląda na słabą i kruchą roślinę, jednak posiada niemal niezniszczalną energię życiową. Rośnie i kwitnie ciągle a tam gdzie jej łodygowe węzły dotkną ziemi, tworzy nowe korzonki. jest odporna na zimno, rośnie i kwitnie o każdej porze roku. Jest również bardzo odporna na herbicydy. 

Gwiazdnicę niegdyś sprzedawano w pęczkach na bazarach jako włoszczyznę. Gotowane młode ziele smakuje tak samo dobrze jak szpinak. Zawiera dużo witaminy C i karoten. Obecne są w niej takie pierwiastki jak fosfor, magnes, miedź i potas oraz sole mineralne i kwas krzemowy. 
Lubią ją również zwierzęta, zwłaszcza ptaki. Kiedy kury i gęsi jedzą duże ilości tego ziela, niosą więcej jajek - a przynajmniej niektóre gospodynie wiejskie w to wierzą. 

W średniowieczu gwiazdnica uchodziła za roślinę chłodzącą i oczyszczającą. Robiono z niej kataplazmy, wodne ekstrakty i maści na choroby skóry (gotując ziele w tłuszczu gęsi albo jeża). 
Używana była na świerzb, na zaparcia, na kaszel a również jako krople do oczu. 

Miała też magiczne zastosowanie - chłopcom do kołyski wkładano "czerwone kurze jelito" (podobnie wyglądający, czerwono kwitnący kurzyślad) a dziewczynce "białe kurze jelito", czyli gwiazdnicę. Miało to uchronić niemowlęta przed rzucawką porodową (eklampsją, skurczami). Wydaje się, że motyw zastosowania różnych barw dla danej płci jest stary. Także o krwawniku mówi się w wielu miejscach, iż mężczyźni powinni przyjmować zioło kwitnące na czerwono a kobiety kwitnące na biało. 

Kiedyś wytwarzano z gwiazdnicy maść, która pomagała nie tylko na podrażnioną skórę ale i miała wyganiać diabła z opętanych. "Kurze jelito", korzenie żywokostu i kwiaty nagietka rozmiękczano w oleju a następnie z woskiem pszczelim ucierano na maść.

Dzisiaj gwiazdnicę pije się w postaci herbaty w kuracjach odchudzających  oraz przy dolegliwościach reumatycznych. Znowu ceni się jej właściwości leczące rany, łagodzące i chłodzące i wykorzystuje przy okładach oraz jako dodatek do kąpieli na choroby skóry. Kompresy ze świeżego ziela działają hamująco na nadmierne wydzielanie mleka u karmiących kobiet. 

Można używać gwiazdnicy świeżej lub suszonej. Jakość ziela jest lepsza gdy zbiera się je w miesiącach letnich, przed południem.

MNISZEK LEKARSKI - jak i inne zioła z "zielonej dziewiątki" tryska witalnością. 
Można z niego zrobić pyszną sałatkę, pod warunkiem, że dobrze się ją przyprawi. Liście należy zrywać młode i delikatne, gdyż po przekwitnięciu są już gorzkie. Jeśli do sałatki dodamy trochę oleju, soli, octu, cebuli, drobno posiekanego jajka, ewentualnie trochę kwaśnej śmietany czy innych posiekanych dzikich ziół, wtedy naprawdę dogodzimy wyczerpanemu zimą organizmowi. O wiele lepiej niż sałatą lodową z supermarketu! 
Mniszek zawiera 9 x więcej witaminy C i 40 x więcej witaminy A niż sałata oraz 3 x więcej żelaza niż szpinak. Już sam przyjemnie gorzki smak wyzwala reakcje całego układu trawiennego. 
Ślina i soki trawienne zaczynają się wydzielać - wątroba, woreczek żółciowy, śledziona, trzustka, nerki - są pobudzone. Złe trawienie i zaparcia przeminą. 

Młodych liści można używać również jako dodatku do potraw mięsnych i rybnych, zup ziołowych, w sosach albo pieczone w krokietach. Gorzki smak można złagodzić, jeśli liście na kilka godzin przed użyciem zamoczy się w solance. Z korzeni można przyrządzić surogat kawy, który ze względu na zawartość inuliny nadaje się wyśmienicie dla chorych na cukrzycę. 

Podobno przy pomocy dmuchawca można ujawnić ukryte tajemnice i rozpoznać przyszłość. Nadymając policzki zdmuchuje się nasiona. Z liczby nasion, które pozostają przyczepione na łodyżce, można dowiedzieć się, ile dzieci będzie się miało, za ile lat będzie wesele albo pogrzeb, ile kłamstw powiedział dmuchający, która jest godzina czy cokolwiek jeszcze. ten kto zdmuchnie wszystkie spadochroniki za jednym razem, jest szczęściarzem, będzie miał powodzenie w miłości lub przynajmniej czeka go dobry obiad :-D 

Mniszek, podobnie jak stokrotkę, nazywano również "zielem oka", "kwiatem oka". Przez całe średniowiecze uważany był za doskonały środek leczniczy na oczy.  Dawna receptura zaleca na czerwone, kaprawe oczy zimny wyciąg z korzeni mnieszka. Oczyszczone, drobno pokrojone korzenie moczy się jeden dzień w wodzie, potem wielokrotnie przemywa się tym twarz i oczy.  
Korzenie, z których robiono wodę do oczu, były zbierane według specjalnych regół - przed wschodem słońca, przy ubywającym księżycu na przełomie sierpnia i września. 
Bywało też, że średniowieczny lekarz, czy wiejska mądra baba, nie robili żadnych wyciągów wodnych z mniszka, tylko zawieszali sobie na szyi jako amulet 9 nawleczonych korzeni. Miało to pomagać na choroby gorączkowe i różne choroby oczu. 

Mniszek ma działanie moczopędne, wspomagające przepływ żółci, przeciwreumatyczne, przeczyszczające i wzmacniające. Pomaga przy problemach z wątrobą i pęcherzykiem żółciowym.

MANDRAGORA i jej korzeń przypominający kształtem postać człowieka, pobudzała wyobraźnię ludzi od wieków. Ma wiele nazw, znana jest praktycznie na całym świecie a o jej właściwościach krąży masa legend.
Mag Agrippa z Nettesheimu tak opisuje ją w swoich Dziełach Magicznych: 
"Cudowne i wręcz niewiarygodne jest to, co pierwszy czcigodny historyk Josephus opowiada o korzeniu rośliny [mandragory]... że mianowicie ma kolor ognistoczerwony i w noc roztacza blask, ale jest trudny do zdobycia, ponieważ umyka rękom i oczom chwytającego a nie opiera się dłużej, jeśli zostanie zroszony uryną miesiączkującej kobiety. Ale i w ten sposób wyrywany korzeń jest niebezpieczny, ponieważ przynosi śmierć człowiekowi, który go wyciąga, jeśli nie chroni go amulet z takiego samego korzenia. Dlatego też Ci, którzy takich amuletów nie mają, rozkopują ziemię dookoła, przywiązują sznurem psa do korzenia i natychmiast się oddalają. Pies, który ze wszystkich sił stara się uwolnić, wyrywa korzeń i ginie zamiast pana. Teraz każdy bez obawy może wsiąść korzeń do ręki". 

Później doszła jeszcze legenda o wisielcu. A jej korzenie prawdopodobnie tkwią w starogermańskiej tradycji. Tacyt opowiada o kobietach, które widziały przeszłość i przyszłość, nazywanych alraunami albo alrunami. Alruna znaczy - znająca runy, znająca tajemnicę. Wg. mitologii - tajemnicę run posiadł Odyn wisząc na drzewie - runy były więc tajemnicą wisielca. A wieszanie było wówczas szeroko stosowaną formą egzekucji. Nie uszło wówczas niczyjej uwadze, że powieszony w ostatniej chwili swego życia przeżywał "ostatnie odejście" - ejakulację*. To nasienie, otrzymane nie za pośrednictwem aktu płciowego, miało czarodziejską moc. Wierzono, że jeśli spadnie na matkę ziemię - to ją zapłodni. A wówczas wyrasta korzeń o szczególnej mocy. 

Ten korzeń ponoć najpotężniejszym afrodyzjakiem i amuletem. Na początku ery nowożytnej stała się rośliną czarownic i ważnym składnikiem ich maści. Maścią tą, wg wierzeń ludowych, czarownice miały sobie smarować błonę śluzową sromu i odbyt a po takich zabiegach - odlatywać na sabat. 

Wiadomości o doświadczeniach z maścią czarownic są skąpe, jednak z tych niewielu przekazów, które istnieją, wynika iż maść ta wywołuje oszołomienie o zabarwieniu erotycznym. Maści czarownic zawierały poza mandragorą jeszcze: opium, haszysz, betel, muchę hiszpańską, cykutę, czasem wilczą jagodę, bieluń dziędzierzawą i lulka. Być może zniekształcone przez chrześcijaństwo dane o maściach czarownic, przeżyciach związanych z lotem i orgiach należałoby interpretować jako pozostałości pogańskiego kultu płodności. A może prześladowane i palone na początku ery nowożytnej czarownice były ostatnimi alraunami, ostatnimi kobietami, które znały "tajemnice"?

LULEK CZARNY - rośnie na uroczyskach, na opuszczonych drogach, na rumowiskach, ugorach, nieużytkach i starych cmentarzach.
Lud nazywa go także wyciągiem z diabła, diabelskim zielem, korzeniem psich sików (sic!) lub zielem nasennym. 

Germanie i Celtowie korzystali z jego działania otwierającego świadomość, warzyli z nim swoje piwo. 
Wolni i poważani mężczyźni pili ten wywar podczas thingu, zgromadzenia podczas którego sądzono i podejmowano decyzje. 

U dawnych Germanów lulek, zwany kiedyś belisa, pilsen albo pilsenkrut, był ważnym środkiem czarodziejskim. Sporządzano z niego "napoje zapomnienia", służył też erotycznym czarom pogodowym. 

Fragment "Symbolik und Mythologie der Natur" Friedricha:
"By sprowadzić deszcz podczas dużej suszy, zbierały się kobiety i dziewczęta, spośród których najmłodszą i najbardziej niewinną obierano królową. Ta rozbierała się do naga i tak wraz z innymi szła w pole, alby szukać lulka, który musiała wyrwać razem z korzeniem małym palcem prawej ręki i umocować na końcu wstążki, którą przywiązywała do małego palca prawej nogi. Każda z pozostałych kobiet brała gałązkę i tak szły do najbliższego strumyka, a królowa ciągnęła za sobą lulka; następnie wchodziła do wody i opryskiwano ją zmoczonymi w wodzie gałęziami. Do miejsca zbiórki królowa musiała iść tyłem".

Lulek był także używką. Dioskurides mówi o tym, że nasiona lulka wraz z makiem lub opium dodawano do miodu pitnego. Germanie znali wiele rodzajów miodu pitnego. Napój przyprawiony gorzkimi korzeniami lub trującymi ziołami był najmocniejszy. Prawdopodobnie dodawano do niego lulka. Germanie przyrządzali też piwo o rozmaitych smakach. Wówczas sporządzano piwo z prosa, pszenicy, słodu i jęczmienia. Chmiel jako środek gorzki i konserwujący nie był wówczas znany. Zamiast chmielu do warzenia używano gałązek mirtu, liści jesionu, bagna zwyczajnego, rozmarynu, ale przede wszystkim nasion lulka. To piwo oczywiście było bardziej oszałamiające od zwykłego napoju z jęczmienia. Pito je podczas uczt ku czci boga Aegira - aż odurzone dusze jednoczyły się z bogami lub ciałami ludzkimi. 
W związku z nakazem czystości dotyczącym piwa, w roku 1516 używanie lulka do warzenia tego napoju zostało w Niemczech zakazane.

Był on również stosowany w czarach na polowanie, co było szeroko rozpowszechnioną czynnością starożytnych ludów. Mieszano nasiona lulka czarnego z tłuszczem i krwią zwierzęcia, które należało upolować i zakopywano na przesmyku leśnym. Działało to tak jak czar wiążący, który magicznie przyciągał zwierzęta. 

POKRZYK WILCZA JAGODA - ma wiele nazw zwyczajowych: wilcza wiśnia, wilcza jagoda, psinki, leśna tabaka, belladonna. 
Preferuje miejsca wilgotne, zacienione, z żyzną glebą. Wilczą jagodę można spotkać najczęściej na obrzeżach lasów i na leśnych porębach. Jej jagody są fioletowoczarne, błyszczące, słodkie, kuszące i... bardzo trujące. 
Śmiertelne w sktukach dla dorosłego człowieka może być już spożycie jednego liścia lub 10-20 owoców rośliny. Dla dzieci dawką śmiertelną może być już 2-5 owoców.

Pokrzyk wilcza jagoda jest rośliną trującą i leczniczą zarazem. Jej botaniczna nazwa wywodzi się od imienia jednej z trzech greckich bogiń przeznaczenia, Atropos, która w mitologii greckiej przecinała nić życia. Pomimo tak ponurej reputacji, roślina ta jest uniwersalnie znana pod nazwą „belladonna”, co znaczy „piękna pani” po włosku. 
Zgodnie z pewną historią, Rzymianki używały ekstraktu z pokrzyku wilczej jagody jako kosmetyku. Wpuszczały parę kropel ekstraktu do oczu, który rozszerzał źrenice, nadając im w ten sposób blasku i piękniejszego wyglądu. Ekstrakt posiadał również właściwości pogłębiania i przyspieszania oddechu.

Inna nazwa tego zioła to wilcza jagoda, a wzięła się stąd, że trujące jagody służyły w dawnych czasach jako trucizna dla wilków.

W dawnych czasach wierzono, że pokrzyk wilcza jagoda posiadał właściwości, które pomagały wiedźmom latać. Wchodziła w skład słynnej maści czarownic. Ponoć pomaga w w przeżywaniu podróży astralnych. Ułatwia kontakt z innymi istotami i wspomaga rozpoznawanie własnej zwierzęcej natury. 

Służy jako afrodyzjak - do wzmożenia popędu. Belladonna zmniejsza napięcie mięśni gładkich, działa hamująco na układ nerwowy przywspółczulny, rozszerza źrenicę oka, zmniejsza wydzielanie wszystkich gruczołów. 

Pokrzyk wilcza jagoda jest używany w leczeniu dolegliwości związanych z nagłym wystąpieniem infekcji wraz z zapaleniem, takich jak gorączka, grypa, zapalenie migdałków, ból gardła, suchy, łaskoczący kaszel, który pogarsza się, kiedy pacjent mówi, ból ucha (zwłaszcza po prawej stronie), który staje się mocniejszy, kiedy głowa jest mokra lub jest zimno w głowę. Objawy zawierają: pulsujący ból, bladość ust, jaskrawo czerwony język, czerwoną, gorącą twarz, suchą i nagle zaczerwienioną skórę z zimnymi dłońmi i stopami.
Inne dolegliwości chorobowe, które są leczone za pomocą Belladonny to: pulsujące bóle głowy, w których najmniejszy ruch oka potęguje ból; czyraki; napad padaczkowy; bóle porodowe; spuchnięte, czerwone piersi spowodowane karmieniem; zapalenie pęcherza; zapalenie nerek; niespokojny sen. Belladonna jest również podawana dzieciom na bóle w czasie ząbkowania oraz w celu zmniejszenia wysokiej gorączki.


---------------------------------------------------------------------------------------
* Współczesna medycyna sądowa tego nie potwierdza!
---------------------------------------------------------------------------------------
ŹRÓDŁA:
aut. Wolf Dieter-Storl - Zioła Lecznicze i Magiczne
aut. Christian Rätsch - Rośliny Miłości
link do tekstu zrodlowego WODEN'S NINE HERBS CHARM from Lacnunga LXXIX-LXXXII: http://www.heorot.dk/woden-9herbs-i.html
oraz ciekawego tłumaczenia: http://kongeriketnorge.pl.tl/9-galazek-odyna.htm




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz