niedziela, 9 marca 2014

Kindred

Jeden z najtrudniejszych do omówienia tematów to właśnie kwestia "Czym jest kindred?". Asatryjczycy w Polsce to stosunkowo nowe zjawisko, nasza społeczność właściwie dopiero się buduje. Możemy brać przykład ze Skandynawów lub Amerykanów ale czy to na pewno właściwa droga? Większość z nas jest (na szczęście!) zwolennikami samodzielnego myślenia, empiryzmu i tworzenia własnych rozwiązań a nie korzystania z gotowców. Dlatego też napisanie konkretnego tekstu dotyczącego asatryjskiej społeczności wymagało czasu, obserwacji a przede wszystkim - praktyki. Nadal jest to jednak kwestia bardzo indywidualna, dlatego dzisiejszy post będzie kompilacją kilku wypowiedzi. A wnioski wyciągnijcie sami.

Zaczniemy od podróży w czasie :-) Latem 2012 dyskutowaliśmy o amerykańskim artykule traktującym o Frith i współpracy w kindredzie. Oto link do tłumaczenia tego tekstu, który pierwotnie Leśna umieściła na forum. A poniżej komentarze do niego.

Vrede:
"To, że od ludzi nie tyle wymaga się, co spodziewa się po nich pewnych zachowań społecznych, wynika głównie z tego, że sami wymagamy od siebie określonych postaw. Wymaganie od siebie - ma sens. Wymaganie od innych (jeszcze nie rodziny, jeszcze nie grupy przyjaciół) może skończyć się rozczarowaniem i mocnym osłabieniem kontaktów. Jeżeli ktoś jest odpowiedzialny, słowny, ma te same priorytety - to i tak się dogadacie i razem stworzycie grupę. Nie trzeba tego o tej osoby wymagać.

Za swój ogromny i naiwny błąd uważam zakładanie, że każdy kto uważa się za asatryjczyka - stosuje te same zasady etyczne, tak samo rozumie honor, myśli w podobny sposób itd. Ludzie są różni, ludzie są słabi, ludzie się nie dogadują i przylepienie sobie etykietki "Asatru" jeszcze nikomu nie powiększyło jaj. W grupie trzeba się przede wszystkim dobrze poznać i dotrzeć. Po kilku latach, po kilku beczkach miodu można powiedzieć, że się kogoś zna i uważa za część stada. I od takiego stada już można by ewentualnie wymagać - ale z drugiej strony nie trzeba, bo ma się pewność opartą na doświadczeniu, że dana osoba postąpi tak jak należy. Czy to jednak już jest kindred?

Z pewnością fakt, że wierzymy w tych samych bogów nas łączy jednak nie czyni to z grupy współwyznawców - rodziny. To, że tworzymy grupę ludzi wyznających tą samą wiarę nie oznacza, że w ogóle musimy się lubić. Mimo to grupa w sumie obcych sobie osób ale połączonych wspólnym celem (jak rytuał) jest w stanie współpracować. Kiedy zaczyna się współpraca to następuje też podział obowiązków, których trzeba dopilnować. Można, a wręcz należy, wymagać punktualności i wywiązania się z tego, co obiecało się zrobić. Ale to takie podstawowe zachowania grupowe, właściwie oczywiste. To czy na dłuższą metę będzie się układać, czy powstaną przyjaźnie i rodziny to wielka niewiadoma na tym etapie funkcjonowania grupy.

W ciągu tych kilku lat działania wrocławskiej grupy przewinęło się sporo osób. Jest ten "core" grupy - niezawodny, dobrze zgrany oraz jednostki fluktuujące. Przychodzą nowi i albo zostają albo nie - a centrum działa i na szczęście powiększa się. "Core" wymaga od siebie nawzajem, bo już się zna od lat i wie czego może oczekiwać. Natomiast od osób, które pokazują się sporadycznie a co za tym idzie - nie zna się ich za dobrze, nie sposób wymagać czegoś więcej niż właśnie punktulaność i poprawne zachowanie na spotkaniach. O tym ile kto jest warty decydują czyny - a ich obserwacja wymaga czasu. Pierwsze wrażenie może bardzo mylić."

Isa:
"A ja jeśli chodzi o Wrocław mam trochę bardziej liberalne podejście niż Vrede.

Przede wszystkim we Wrocławiu nie jesteśmy asatryjczykami osadzonymi w pustce. Mówiłabym tutaj raczej o środowisku pogańskim. Asatryjczycy, szamani i wielu innych - tworzymy społeczność.

Trudno zdefiniować tę społeczność. Podział obowiązków - częściowo to prawda, ale nadal niepełna. To raczej wspólne doświadczenia. To pewne relacje - przyjaźni czy niechęci - które się tworzą. To struktura złożona z osób, które w jakiś sposób czują między sobą chemię. Nie musimy się wszyscy lubić, nie taki jest tego cel. Są osoby nam bliższe i są bardziej obojętne. Nadal jednak razem funkcjonujemy, bo razem tworzymy całość będącą czymś więcej niż sumą jednostek.

I owszem, na społeczność składają się też rozczarowania. Możemy z powodu nieporozumień zamknąć się w czterech ścianach - bo kogoś nie lubimy! - albo przejść nad tym do pewnego porządku, zachowywać się jak dorośli i mieć szacunek dla wspólnej - dobrej czy złej - historii.

Nazwanie się grupą jest pewnym etapem budowania tożsamości, to prawda. Ale pamiętać należy o tym, że istotna jest treść, nie forma. Zanim zatem zaczniemy się definiować i przykładać uwagę głównie do etykiet - najpierw należy to poczuć. Tożsamość nie jest pochodną retoryki, ale przeżyć.

A kindred? Nigdy nie miałam parcia na tworzenie kindredu. Są osoby, które - de facto - należą do mojego kindredu. Znamy się z każdej strony - nie tylko tej najlepszej, pokazywanej światu zewnętrznemu. Znamy swoje słabości, widzieliśmy się nawzajem wtedy, kiedy świat walił się nam na głowy. Znamy się z sytuacji, gdy jesteśmy szczęśliwi i przemy do przodu, ale też z takich, kiedy na pierwszy plan wychodziły bezradność i zagubienie. Wiemy, że każde z nas wskoczyłoby dla drugiego w ogień. Mamy za sobą okresy milczenia, nieporozumienia i wyjaśnione żale. I nadal trzymamy się razem. Nie mamy tylko potrzeby używania słowa kindred, ani tworzenia go jako sztucznej formy. Jesteśmy po prostu rodziną. Czujemy się rodziną. To wystarcza."


Minęły prawie dwa lata od tamtej pory a do nas ciągle przychodzą maile i pytania, wśród nich powracająca jak bumerang sprawa kindredu. Co to jest? Kiedy można o kindredzie mówić? Czy lokalna grupa spotykających się raz na jakiś czas przy piwie asatryjczyków to kindred? Czy moi przyjaciele, ale nie asatryjczycy, to mój kindred? Czy to, że wspólnie spędziliśmy kilka świąt oznacza, że jesteśmy asatryjską rodziną? Czy to nie trochę dziwne, że człowiek, którego nie znam osobiście a z którym jedynie wymieniam maile, nazywa mnie siostrą/bratem/przyjacielem?

Odpowiedź na to ostatnie pytanie jest raczej oczywista - osoba, której nie spotkałaś/eś nigdy lub zaledwie kilka razy - nie jest człowiekiem, którego znasz a jedynie zbiorem niezweryfikowanych wyobrażeń. Tylko wspólne przeżycia, szara codzienność oraz sytuacje ekstremalne, które wydarzyły się w odpowiednio długim okresie czasu - są w stanie stworzyć odpowiedni obraz osoby. Namalowany głównie jej czynami a nie rzuconymi w przestrzeń (najczęściej internetu) słowami.

Odpowiedzi na pozostałe pytania są już bardziej złożone. Dlatego znowu posłużę się wypowiedziami różnych osób.


Isa: Jak powstaje kindred?

"Kindredu nie tworzysz poprzez ceremonię. Nie możesz ogłosić, że nagle powstał, w takim czy innym składzie. Nie istnieje żadna lista członków założycieli. Kindred bowiem to coś znacznie więcej niż tylko deklaracja.

Kindred tworzą wspólne doświadczenia. Nie będzie członkiem kindredu ktoś, kogo znasz przelotnie i powierzchownie, ktoś kto przez moment cię fascynuje. Przeciwnie. Kreacja kindredu następuje niezauważalnie, w toku typowo życiowych perypetii. Tylko w ten sposób poznajemy się od każdej strony: tej lepszej, którą staramy się prezentować innym ludziom, ale także tej gorszej, ciemniejszej, w której zawierają się nasze wady i słabości.

Granice kindredu mogą być niewyraźne. Bo za swój kindred uznaję nie tylko osoby mi najbliższe, ale także rozszerzam go na ich ukochanych partnerów i ukochane partnerki. Tworząc kindred bowiem, tworzymy wspólny organizm. Szczęście jednego czy jednej z nas jest szczęściem wszystkich.

Kindred, jego główny trzon, jest także gwarancją lojalności w czasach kryzysu. Mój kindred stanie za moimi plecami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mój kindred nie wycofa się i nie poszuka sobie neutralnej pozycji w konflikcie. Mój kindred, metaforycznie i dosłownie, będzie przelewać krew i pluć jadem, jeśli tylko okaże się to konieczne.

Kiedy innangarth zamienia się w  kindred? Wtedy, kiedy zostaje wypróbowany. Kiedy zaufanie osiąga charakter absolutny i nie jest już tylko racjonalnym założeniem, a raczej zaczyna krążyć wraz z krwią naszymi żyłami, staje się nieodzowną częścią naszej egzystencji.

Nie dostrzegasz tego na codzień. W pewnym momencie jednak zaczynasz się rozglądać wokół siebie i w przebłysku zdajesz sobie sprawę: to są moi ludzie; to jest moja rodzina; to jest mój kindred."

Leśna: Czym jest kindred?
"Oficjalnie nigdy nie zostałam przyjęta do kindredu, którego czuję się częścią. Nawiązując do amerykańskiego modelu - nie składałam przysięgi, nie poddano mnie próbie, nie przeszłam ceremonii "przyjęcia" itd. Mój kindred jednak daleko odbiega od popularnej definicji - nie jest grupą sformalizowaną, z wyraźnym podziałem na kapłana, prawoznawcę i innych członków o w miarę jasno zdefiniowanych rolach; nie nosimy wspólnych emblematów w stylu koszulek, naszyjników czy pierścieni. Nie zdarzyło się też dotąd, abyśmy na ogólnopolskim zlocie wystąpili jako odrębna grupa wśród asatryjskiej braci. Chwilami mam też wątpliwości, ile głów nasz kindred liczy :)

W swoim własnym odczuciu należę do tej rodziny od pierwszego z nimi spotkania trzy lata temu, natomiast jak długo funkcjonuje sam kindred z braku jego wyraźnego samookreślenia nie potrafię powiedzieć.
Ponieważ tworzenie więzi nie może być wymuszone, nadawanie sobie nazw i etykiet już na samym początku nie miało najmniejszego sensu. Dziś jesteśmy jednak już na takim etapie, że możemy któregoś dnia usiąść i jasno sobie powiedzieć, kim jesteśmy, dlaczego i ilu nas jest.

W którymś momencie spletliśmy nitki swego Losu, ale pewnie nie byłoby tego połączenia, gdyby nie pewien rodzaj optyki, za pomocą której postrzegamy nasze miejsce w świecie, relacje z Bogami, duchami, przodkami i otaczającymi nas ludźmi. Bardzo podobnie też rozumiemy charakter cnót, którymi kierujemy się w życiu, co nie jest tak oczywiste w asatryjskim świecie, jak mogłoby się wydawać. Z tego wszystkiego rodzi się zaufanie i pewność, że możemy na siebie nawzajem liczyć, a także świadomość, że żadne z nas nie wykorzysta drugiego.

W kindredzie jest miejsce na więź psią - to taka, która sprawia, że po dłuższym okresie niewidzenia witamy się merdaniem ogonków i radosnym szczekaniem, oraz na wilczą - gdy nie ma miejsca na szczególne łaszenie się do siebie, a mimo to jesteśmy blisko.

Kindred to kindred, jakość często odrębna od biologicznej rodziny, małżonków, przyjaciół i znajomych, mentorów i ludzi w jakikolwiek sposób nam bliskich, nawet jeśli są asatryjczykami. W moim odczuciu przynależność do kindredu zależy od czegoś więcej, niż tylko chęci człowieka - Wyrd też musi temu w którymś momencie sprzyjać, zarówno własne, jak i innych członków kręgu. Żeby wyjaśnić: moja przyjaciółka asatryjka tylko wtedy stanie się członkinią mojego kindredu, jeśli inni jego członkowie też ją tak spostrzegą, a to wcale nie musi mieć miejsca; bo kindred jest czymś więcej niż tylko sumą członków."

Leśna: różnice w blotach samotych, otwartych i tych z kindredem.
"Gdy jestem sama, a Bogowie patrzą prosto w duszę, zwykle jestem postawiona przed lustrem samej siebie i jest to cholernie trudne. To tak, jakby człowiek poszedł rozmawiać z górą - przez większość czasu plącze się o własne nogi.

Na dużym, otwartym blocie kontakt z drugą stroną jest raczej ograniczony, ale w przypadku społecznego rytuału nie jest to niczym negatywnym; ma on konkretny cel i przeprowadzany jest z konkretnej okazji, wymagając spokoju, skupienia i zachowania właściwej kolejności elementów rytu.

Natomiast blot w najbliższym kręgu to rzecz niezwykle intensywna. Leci się wprost nad Urd i patrzy Nornom w oczy, a po rytuale pewne rzeczy w człowieku są zmienione na zawsze. "

Vrede: Czym kindred nie jest?
"Przyjaciele i rodzina biologiczna jest nam często bliższa niż znajomi asatryjczycy, których dopiero poznajemy. A proces poznawania jest długi i nie da się go przyspieszyć, jeśli nie chcemy uzyskać przekłamanych wyników. Jednak nawet najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, taki którego możesz wręcz nazwać bratem - nie będzie Twoim kindredem, jeżeli nie wierzy w tych samych bogów. Nawet jeśli Wasze kodeksy etyczne są prawie identyczne.

Przyjaciele i rodzina to krąg najbliższych. Dla niejednego wciąż o wiele ważniejszy niż krąg asatryjczyków z okolicy. I jest to jak najbardziej prawidłowe postrzeganie. Nikt nie zastąpi Ci rodziny i przyjaciół tylko dlatego, że również nosi młot Thora na szyi. Nikt nie ma prawa stawiać się powyżej Twojej rodziny i przyjaciół, dlatego że wspólnie obchodzicie święto. I nikt nie zasłużył na miano przyjaciela czy krewniaka - dopóki Ty sam pewnego dnia nie poczujesz, że to jest to. Kindred zachodzi w momencie idealnego połączenia tych dwóch kręgów. Np. kiedy po paru latach już wiesz, że ludzie, z którymi blotujesz to przyjaciele i rodzina. Albo wtedy, gdy Twój wieloletni przyjaciel lub siostra chce razem z Tobą brać udział w blocie. I nie tylko po to, żeby się pogapić czy też z troski o Twoje bezpieczeństwo. A dlatego, że chce - z szacunku do bogów, z własnej potrzeby.

Dla mnie obecnie asatryjczycy w kindredzie są podzbiorem (tym najważniejszym, wewnętrznym, wokół którego wszystko się kręci) natomiast partnerzy i partnerki, rodziny i przyjaciele "moich asatryjczyków", którzy wspólnie z nami świętują, a przede wszystkim są ważni dla "moich" i dają im szczęście - również zaliczają się do szerokopojętego zbioru kindredu. Ten z kolei znajduje się w zbiorze innangarth - wewnętrznym kręgu, jeszcze szerszym. Tutaj są wszyscy dobrzy znajomi oraz asatryjczycy, z którymi lubię spędzać czas i z którymi, być może, będę kiedyś dzielić ten najbliższy krąg.
Poza tym kręgiem znajduje się cały świat ludzi, z którymi mam styczność i zupełnie nie ma dla mnie znaczenia to, jakiego są wyznania. To, że ktoś deklaruje się jako asatryjczyk jeszcze niewiele znaczy... Owszem, jest swego rodzaju przepustką, bo takiej osobie dam pewien kredyt zaufania na starcie. Nie jest jednak żadną drogą na skróty do przyjaźni i kindredu."

Dlatego warto brać udział w świętach czy spotkaniach i poznawać ludzi po to by... móc ich naprawdę POZNAĆ! Bo oni mogą (choć nie muszą) stać się Twoim kindredem. Przede wszystkim jednak należy kierować się też zdrowym rozsądkiem i zdawać sobie sprawę z tego, że wspólne żarty przy piwku to jedno a wspólna wędrówka przez życiowe burze to już coś całkiem innego!

Na zakończenie polecam jeszcze raz lekturę tekstu, o którym pisałam na początku. Tłumaczenie oraz link do bloga i pozostałych artykułów w języku angielskim. Polecam również zapoznać się z tłumaczeniem innego tekstu tego autora "Dlaczego założyłem kindred?", również dostępnym w archiwum bloga (tutaj) oraz zastanowić się nad znaczeniem zaprzysiężenia "Przysięgać, czy nie?" (tutaj).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz