czwartek, 14 lutego 2013

"Niemiecka pułapka"

Jakiś czas temu mieliśmy okazję spotkać się z przesympatyczną parą asatryjczyków z Niemiec i pobawić się w przewodników po Oslo. Bardzo lubię i cenię sobie spotkania z ludźmi starszymi i siedzącymi w pogaństwie od tych 20 lub więcej lat. I kiedy używam wyrażenia "siedzieć w pogaństwie" to nie mam na myśli samotnika interesującego się rekonstrukcją religijną, tylko aktywne uczestnictwo w działaniach już rozbudowanej społeczności pogańskiej - w tym wypadku asatryjskiej.

Spotkania z obcokrajowcami są bezcenne - ich społeczności przeszły już te etapy rozwoju, do których my dopiero docieramy. Przerobili już te wszystkie problemu i błędy, do których my doszliśmy teraz lub które dopiero napotkamy. I potrafią mieć do tego dystans i śmiać się z tego, co już za nimi. W rozmowie pojawiło się określenie "niemiecka pułapka" i zaraz wyjaśnię, cóż to takiego i jak bardzo pasuje ona do polskich realiów. 

Czy kojarzycie te zażarte dyskusje na forum, podczas których sypią się cytaty ze źródeł? A jeśli na coś poparcia w tych źródłach nie ma, to znaczy, że nie powinno się tego robić/tak myśleć/to nie istnieje, etc.? Co gorsza, za podstawowe źródła uważa się teksty spisane już parę wieków po omawianych wydarzeniach i to przez chrześcijańskich duchownych...

Wiele osób potrafi się tak zafiksować na punkcie tychże źródeł, że kwestią drugorzędną staje się fakt, iż rekonstrukcja wierzeń to nie odtwórstwo historyczne. Że żyjemy tu i teraz, a nie w średniowieczu, że wiara i rytuały też ewoluują. Ale to jest przecież modne - "true asatryjczyk" potrafi wyrecytować z pamięci całą "Eddę" oraz zna genealogię wszystkich skandynawskich władców! Niestety, czasami dochodzi wręcz do tego, że niektóre jednostki wolą debatować w przestrzeni wirtualnej na temat etymologii danego słowa i interpretacji asatryjskiej etyki zamiast ruszyć cztery przysłowiowe litery i rzeczywiście praktykować to, o czym tak pięknie piszą. Oto, co właśnie Niemcy określili jako jedną z "pułapek". 

Potępiamy nieuctwo, głupotę i lenistwo ludzi, którzy czekają na gotowe rozwiązania - i to jest, według mnie, słuszne podejście. "Eddę" przeczytać trzeba, bryki nie wystarczą. Ale należy mieć też świadomość tego, kiedy i przez kogo została spisana. Owszem, źródło to trochę więcej niż tylko inspiracja, jednak pamiętajmy o równowadze między przeszłością i teraźniejszością. Między zachowanymi śladami, a własną intuicją. Między przydługimi debatami językoznawczymi, a aktywnym uczestnictwem w świętach i życiu własnej społeczności.

Drugą paskudną tendencją, którą da się zaobserwować również u nas, jest właśnie czekanie na gotowy przepis. Na podanie na tacy skryptu blotu, na wypunktowanie tego, co po kolei należy robić, jak się ubrać, co złożyć w ofierze, kogo i jak zaprosić. Do tej pory nie opublikowałam podstrony na asatru.com.pl dotyczącej blotu i symblu. Jeżeli się na to w końcu zdecyduję, to tylko na mocno okrojoną wersję.

Dlaczego?
Po pierwsze, nie jestem wyrocznią ani głosicielką prawd objawionych, nie będę zatem dyktować nikomu, jak ma co robić. Po drugie, wszystkim wyjdzie na dobre, jeżeli sami zaczną myśleć i czuć. Dowiadywać się więcej na temat bogów i własnej ścieżki. Prowadzić bloty, kierując się własną intuicją, a nie dukając z kartki formuły, które ktoś wcześniej napisał, lub recytując je z pamięci, lecz bez zrozumienia i z błędami. Norwegowie mają na to świetne rozwiązanie. W ogóle nie wdają się w szczegóły na temat tego, jak prowadzić blot. Większość ugrupowań nie prowadzi nawet stron internetowych. Wyjątkiem jest Bifrost, którego strona nadal bardzo różni się od stronach niemieckich czy amerykańskich, gdzie punkt po punkcie rozpisane jest (jak dla ćwierćinteligenta), kiedy i co ma powiedzieć, kiedy ruszyć ręką, kiedy nogą, co i jak wlać do rogu, kiedy wziąć wdech, a kiedy wydech.

Rozumiem obawy nowicjusza, który po prostu chce się upewnić, czy robi coś poprawnie, a także dowiedzieć się, jak to robią inni. Pytać trzeba, ale również samodzielnie zdobywać wiedzę. Szczególnie przez kontakt z najbliższą lokalną grupą asatryjską i udział w blotach. Przez przeczytanie kilku książek i artykułów naukowych oraz refleksji się nad ich treścią. Przez samodzielne wyjście do lasu i osobistą rozmowę z bogami. Inspiracja przychodzi czasami w najmniej spodziewanym momencie.

Zakończę swój wywód właśnie takim przykładem jednego z najbardziej oryginalnych symblów:
Niemcy podarowali nam w prezencie butelkę wspaniałego miodu z Beowulf-Schlezwig. W zamian dostali piękną biżuterię Wolfcraft. Przyjmując butelkę w pubie, Paweł i ja, jednocześnie wypowiedzieliśmy to samo zdanie: Chcielibyśmy wypić ją razem z wami. Siedząc w pubie jednak nie wypada otwierać butelki z własnym alkoholem, dlatego miód wylądował w plecaku, na krześle po przeciwnej stronie stołu. Po kilku minutach, plecak wraz z zawartością spadł na ziemię. Nikt obok niego nie przeszedł, nikt go nie trącił - plecak po prostu upadł. Butelka z miodem oczywiście się stłukła...  w bardzo nietypowy sposób. Utrącona została jedynie szyjka i 80% zawartości pozostało w szkle. W takiej sytuacji nie było już innego wyjścia - trzeba było wypić resztę miodu  :-) 


Czasem wystarczy po prostu uważnie obserwować... 

2 komentarze:

  1. Pamiętam inną podarowaną butelkę miodu, która stłukła się w identyczny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzi Ci o tą, która zaznaczyła teren rozbijając się w nowym mieszkaniu K&K? :) Z tej to się już za wiele upić nie dało, napiła się głównie podłoga w przedpokoju i torba Pawła ;-D W każym razie ichniejsze duchy domostwa na pewno nie należą do tych co za kołnierz wylewają ;-P

    OdpowiedzUsuń